Juz sie przestawilismy na nowy czas (nawet szybko poszlo).
Codziennie czeka nas tu ciezka robota, czyli smarowanie, plywanie i leniuchowanie. Slonce swieci juz od 6 rano, a po poludniu tak kolo 16 jest reset, czyli mega ulewa, dlatego wszystko tu takie zielone dookola.
Zrobilismy dzis podejscie do punktu widokowego, 30 minut piechota przez dzungle pod gore, zeby nie bylo zbyt prosto. Pot lal sie litrami, ale punkt zostal zdobyty, mielismy plan zejscia do miasteczka, ale zaczelo sie sciemniac i musielismy wracac z powrotem, a do tego zapomnielismy latarki. Koncowka spaceru byla pelna radochy, bo na koniec bylo juz zupenie ciemno, ale dalismy rade, a pod koniec juz do smiechu nie bylo.
Dzis widzielismy wschod ksiezyca, tak wlasnie ksiezyca. Okolo 22 na czarnym niebie wschodzi ogromna pomaranczowa kula, ktora w polowie drogi zmienia sie w bialy ksiezyc.
PS
Opis stroju na ten spacer pod gore: japonki i szorty !!!