Wysiedlismy i pierwsze co to, z uwagi na znikoma liczbe turystow, rzucili sie na nas taksiarze, oni 150, my 50 ..... po chwili jeden powiedzial spoko, okazalo sie ze ma tuk-tuka, do tej pory zaluje ze nie zrobilem fotki, koles w pocie czola staral sie zapakowac to ne tego tuk tuka, na jakis kijek bambusowy chcial to zaczepic, jaja, po chwili sie poddal, nie wyrwal kasy !!!!
Zatrzymal sie inny, za 50 pojechal. Pierwsza miejscowka - full, druga tez, trzecia chcieli za pokoj 900, wiec jedziemy dalej, czwarty na liscie byl ok i tani, wiec wzielismy, baba managerka, prawdziwa tajka z krwi i kosci, angielskiego ni w zab.
Rzucilismy graty i w droge na miasto, zalatwilismy sobie dwie wycieczki. Pierwsza jeszcze dzis do Swiatyni Tygrysow, druga jutro ...... slonie !!
Wrocilismy do hotelu sie przekapac i zjesc sniadanie i poszlismy zwiedzic jedyna atrakcje miasta, Most na rzece Kwai (moj ojciec, wielki fan kina wojennego, bedzie ze mnie dumny), most calkiem spoko, nawet udalo nam sie trafic na przejazd pociagu.
Potem ogladalismy jak tradycja Songkran, czyli nowego roku jest obchodzona w tej czesci kraju (jak sie dowiedzielismy im wyzej na polnac, tym dluzej trwa polewanie woda, gdznie niegdzie nawet do 17 sie leja).
cdn........